środa, 19 września 2012

Dzień 10: Ulcinj - Kotor (85km)

Poranek zaczęliśmy oczywiście od poszukiwania chleba i wody. Kiedy udało się już znaleźć sklep zakupiłem kilka potrzebnych rzeczy i zrobiliśmy śniadanie. Była niedziela. Wiedzieliśmy, że w Ulcinj jest jakiś kościół katolicki, ale oddalony spory kawałek od naszego kempingu - w starej części miasta. Wyruszyliśmy jednak i już po kilkuset metrach marszu mieliśmy dość upału i braku cienia wzdłuż drogi. Dostrzegł to chyba przejeżdżający taksówkarz, ktory trąbnął i zatrzymał się. Za podrzucenie do kościoła chciał 6 Euro. Stanęło na 4, co uznaliśmy za dobrą cenę, zważywszy na upał, odległość i niepewność czy nie przegapimy jedynej Mszy w okolicy, szukając kościoła. Na miejscu okazało się, że za pół godziny miała się rozpocząć Msza. Jakoś specjalnie nas nie zdziwiło, że została ona odprawiona po albańsku, ale nagle w czasie kazania ksiądz zaczął mówić w dziwnie zrozumiałych słowach. Był to czarnogórski lub serbski - pewnie dlatego, że większość lokalnej wspólnoty to jednak Czarnogórcy lub Serbowie. Niesamowita jest ta mieszanka kultur i narodowości. Idąc ulicami czarnogórskiego Ulcinj, można było natknąć się na napisy po albańsku, kawałek dalej po czarnogórsku alfabetem łacińskim, a jeszcze dalej cyrylicą, nie wliczając oczywiście angielskich, niemieckich i polskich szyldów zachęcających do szkorzystania z noclegu czy posiłku. Wydaje się, że każdy pisze po swojemu - miejscowi i tak muszą znać te języki.
 
 
Kiedy wracaliśmy z kościoła, zrobiło się już tak gorąco, że chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się na Velikiej Plazy - najdłuższej plaży adriatyku położonej właśnie w Ulcinj. Plaża była chyba jedyną prawdziwie piaszczystą plażą, jaką spotkaliśmy podczas całej wycieczki. Był to drobny, szary piasek, nagrzewający się do 100 stopni Celsjusza i miotany po całej okolicy silnym gorącym wiatrem. Siedzenie na plaży w Ulcinj było chyba najbardziej męczącym punktem tego dnia. Zdecydowanie wolimy kamieniste plaże Morza Jońskiego czy Adriatyku. Kiedy już zwinęliśmy się z plaży, wróciliśmy na kemping. Nie ma to jak niedzielny obiad, przyrządzony własnoręcznie na turystycznej kuchence. Złożyliśmy namiot i wyruszyliśmy na trasę, aby złapać stopa do Kotoru. Jeszcze dobrze nie wyszliśmy z kempingu, a już mieliśmy zorganizowany transport na obrzeża miasteczka. Tam w ciągu kilku minut złapaliśmy dwóch młodych gości, którzy jechali do Baru na imprezę. W drodze trochę pogadaliśmy i chłopaki nie zgodzili się z poglądem, jakoby Ulcinj miało byc albańskim miastem. Wygląda na to, że kazdy ma swój punkt widzenia (oni byli Serbami). Kiedy wysadzili nas w Barze, stanęliśmy na stacji benzynowej i dalej próbowaliśmy złapać kogoś do Kotoru. Nie wiemy jak to jest, ale czasem pewne miejsca wydają się być po prostu pechowe. Niby wszędzie pomiędzy miastami jest jakiś ruch i nie powinno być problemu ze znalezieniem kogoś udającego się do następnego miasta.
 
Tym razem czekaliśmy jednak na tyle długo, że poszliśmy dalej by łapać stopa za rondem. Po kilku minutach zatrzymał się nieduży Peugeot, którego kierowca oznajmił nam, że jedzie do Sutomore, które znajduje się kilka kilometrów za Barem, więc do Kotoru pozostanie nam około 50 kilometrów. OK, zawsze to coś. "-No, no, that's no problem. I have time, I'll pick you up to Kotor." Wydawało nam się, że się przesłyszeliśmy, lecz okazało się po raz kolejny, że w podróży można czasem liczyć na takie prezenty. Około 30-letni Rosjanin Ilja zafundował nam świetną podróż i ciekawe opowieści. Nikt tak doskonale nie zauważy i nie obśmieje przywar narodu, jak patrzący nieco z dystansu imigrant. Ilja od kilku lat mieszka w Czarnogórze. Tubylców opisał nam jako ludzi dość leniwych, przytaczając nam kilka zasad Montenegros.
 
1. Man is born tired and lives to get a rest.
2. Love thy bed as you love thyself.
3. Rest during the day, so you can sleep at night.
4. Do not work – work kills.
5. If you see someone resting, help him out.
6. Work as little as you can, and convey all the work you can to another.
7. In shade is salvation – nobody died from resting.
8. Work earns illness – do not pass away young.
9. If you have an urge to work, sit down, wait and you’ll see it will pass.
10. When you see people eat and drink, approach them. When you see them work, withdraw yourself not to trouble them.
Opowiedział nam też o Petersburgu, Moskwie, swojej rodzinnej Syberii, lokalnych zwyczajach i interesach. To od niego też usłyszeliśmy conieco o miejscowych problemach etnicznych, np. o tym, że w Ulcinj zostali wyproszeni z knajpy z koleżanką, która mówiła po serbsku. Niestety na bałkanach różne grupy etniczne są tak ze sobą przemieszane (zachowując jednak silną tożsamość), że nie sposób podzielić między nie spójnych terytoriów. Zawsze znajdzie się grupa, która będzie domagała się swoich praw i taka, która będzie próbowała coś narzucić innym. Rozmowa była chyba tym milsza, że Ilja prawdopodobnie specjalnie po to nadłożył około 100 kilometrów dla obcych ludzi. Po prostu chciał pogadać. Pomyśleliśmy więc, że skoro przejechał specjalnie taki kawał, to spędzimy jeszcze trochę czasu pijąc kawę i zaproponowaliśmy mu espresso. Przy wjeździe do Kotoru znajdowała się stacja benzynowa z kawiarnią, której nie powstydziłby się elegancki hotel. Siedliśmy tam i podłączywszy się do darmowego WiFi zaczęliśmy szukać kempingu w Kotorze (na dworze powoli się ściemniało). Ilja też próbował nam pomóc, dzwonił do znajomych, a potem na jakiś kemping, który okazał się oddalony od Kotoru o kilkanaście kilometrów. Zdecydowaliśmy więc wjechać do miasta i zdać się na prowadzenie Siły Wyższej. Wysiedliśmy przed samą Bramą Morską i miasto od razu zrobiło na nas wielkie wrażenie.
 
Oświetlone mury i widok pobłyskujacych w świetle jachtów, w zestawieniu z wysokimi palmami, wszechobecnycm gwarem i to południowe, ciepłe, wieczorne powietrze. Stanęliśmy obok zamkniętej budki Informacji Turystycznej i już po chwili mieliśmy 2 propozycje skorzystania z noclegu. Starsza babcia proponowała pokoik za 30 Euro. Powiedzielismy, że to dla nas za dużo i odwróciłem się w stronę innych ludzi. Babcia złapała mnie za ramię i potrzasnęła nim zgadzając się na 20. No to już lepiej. Jeszcze niech śniadanie zrobi - poprosiłem stojacego obok faceta, aby jej wytłumaczył. Mimo początkowej niechęci szybko przystała na nasze warunki i zaprowadziła nas do mieszkania w Starym Gradzie położonego w jednej z najwęższych uliczek. Znów Włochy - pomyśleliśmy. Rzeczywiście kilka miast na bałkańskim wybrzeżu Adriatyku było zakładanych przez Wenecjan, którzy rozwijali swoje imperium handlowe. Widać to w charakterze tych miast. Zabudowa Kotoru - uliczki wybrukowane jasnym kamieniem, ciasno upakowane domy z kamienia z okiennicami - bardzo przypominała małe toskańskie miasteczka. Tamtym jednak brakowało czegoś - nie byly nad morzem... Po rozpakowaniu się u babci wyszliśmy na ulicę łapać klimat budzącego się nocnego życia i spacerować. Znów trafiliśmy na chwilę do cerkwi (św. Mikołaja) i przez chwilę staliśmy oczarowani klimatem kończącego się nabożeństwa. Spacerowaliśmy uliczkami i placami chwytając niesamowite widoki i czytając w przewodniku o mieście i zabytkach. Noc spędzoną u babci zapamiętamy chyba do końca życia - w mieszkanku nie było klimatyzacji, więc temperatura sięgała grubo ponad 30 stopni. Naprawdę kiepsko się spało w takim upale.
 

1 komentarz:

  1. Witam

    O któej godzinie ropoczęła się Msza w Ulcinj?

    Pozdrawiam

    Emilia

    OdpowiedzUsuń