Kolejny dzień rozpoczęliśmy polskim pasztetem i szklanką kakao Puchatek (ach jak pyszne są te specjały poza domem). Następny chleb kupiony w bałkańskim kraju potwierdził nasze wcześniejsze doświadczenia - był pyszny. Poranny spacer po mieście zachęcił nas do jednodniowego relaksu nad pięknym jeziorem. Postanowiliśmy podjąć próbę zmiany lokum na przytulniejsze. „Tam idzie gość z plecakiem – na pewno wie gdzie jest jakiś hostel” - i po chwili śledzenia nieznajomego podróżnika stanęliśmy pod jednym z wielu domów ściśniętych przy kamiennej uliczce. Wszechobecne tabliczki „ROOMS” zachęcały do zapukania i rozejrzenia się. Wyglądająca przez okienko miła starsza pani zaproponowała nam obejrzenie pokoju. Już przez przerwę między domami dostrzegliśmy piękny widok na jezioro rozpościerający się z drugiej strony domu. Zapytaliśmy, czy ma pokój z widokiem na drugą stronę. "Wejdźcie i zobaczcie." Gdy zobaczyliśmy balkon i panoramę gór wokół jeziora – nasze uśmiechy mówiły same za siebie. Już godzinę później siedzieliśmy na balkonie pijąc kawę i rozkoszując się niesamowitym widokiem.
Następne godziny spędziliśmy w centrum spacerując po uliczkach Ochrydy (niestety po polsku tak się nazywa to miasto). Choć styl architektury był nieco inny, to przypomniały się nam wszystkie włoskie miasteczka położone na wzgórzach. Ciasne, stromo wznoszące się uliczki i poupychane domy tworzyły niesamowity klimat. Do tego wszechobecny zapach pieczonej lub duszonej papryki, który spowodował, że zaczęliśmy rozmawiać o tym, jak to dobrze byłoby zjeść ostrego leczo. Udało nam się znaleźć jedyny w okolicy kościół katolicki (Macedonia jest w większości prawosławna), ale jedyna Msza Św. w niedzielę odprawiana była o 9 rano.
Na targu w Ochrydzie namacalnie zrozumiałem, po co w marketach umieszcza się tyle sztuk towaru obok siebie. Całe tony arbuzów, melonów, winogron, brzoskwini i innych kolorowych płodów natury powodowały, że nie można wyjść z targu nie nakupiwszy dla siebie trochę tego słodkiego szczęścia.