Mówi się, że podróże kształcą. Nie chodzi jednak o wiedzę zdobytą na temat miejsc, ich historii i topografii (choć to też). Najcenniejsze jest tutaj doświadczenie spotkania z odmiennością. To, że znany nam na codzień świat wcale nie musi taki być, a otaczający nas stan rzeczy jest tylko jednym z wielu wariantów rzeczywistości. Chodzi o nabycie dystansu.
piątek, 31 sierpnia 2012
Dzień 2 cz.2: Skopje - Ohrid (181km)
Nie mieliśmy jeszcze sprecyzowanych planów na popołudnie, ale dość szybko dotarło do nas, że Skopje niekoniecznie nadaje się do zwiedzania, a znalezienie taniego noclegu w tym mieście może nie być łatwe. Niezwykle miły był nasz pierwszy kontakt z mieszkańcem tego miasta, który zagadnięty na przystanku autobusowym o drogę do centrum, zapytał nas czy to nasz pierwszy raz w Macedonii i czy jedziemy do Ochrydu, co natchnęło nas do podjęcia szybkiej decyzji, aby się tam udać (z rozmowy wywnioskowaliśmy, że stolica wg naszego rozmówcy niekoniecznie nadaje się do zwiedzania, co oczywiście nie oznacza, że tak jest). Nasz rozmówca okazał się kierowcą autobusu miejskiego i zaproponował, abyśmy pojechali z nim na dworzec. Wsiedliśmy do czerwonego, piętrowego autobusu przypominającego te w Londynie. Mieliśmy okazję pobieżnie obejrzeć kawałek miasta, które na pierwszy rzut oka rzeczywiście nie zachęcało do zwiedzania. Nie starczyło nam czasu, aby zobaczyć samo centrum, więc nie możemy powiedzieć nic więcej. Na dworcu nasz zaprzyjaźniony kierowca zostawił swój autobus i niczym się nie przejmując poszedł z nami do kasy, aby pomóc nam kupić bilety i dowiedzieć się o miejsce odjazdu autokaru do Ochrydu. Pewnie poradzilibyśmy sobie sami, ale jego zaangażowanie wzbudziło w nas poczucie bezpieczeństwa i radość, że zostaliśmy tak ciepło przyjęci. W tym momencie zostaliśmy napełnieni nadzieję i ufnością – był to przecież sam początek naszej przygody w dalekich południowych krajach. Odetchnęliśmy z ulgą na myśl o tym, że również tutaj żyją normalni, życzliwi ludzie i że nie jesteśmy zdani sami na siebie. To doświadczenie dało nam siły na kolejne 2 tygodnie wycieczki. Po wymianie pozdrowień życzył nam przyjemnej podróży i rozeszliśmy się. Zniknął niepokój i już spokojni zasiedliśmy w autokarze do Ochrydu. Czasu przed jego odjazdem wystarczyło tylko na krótki spacer w okolicach centrum. Droga okazała się długa i kręta. Jeszcze zanim autobus wyjechał ze Skopja, zobaczyliśmy nasz pierwszy i ostatni deszcz w tych południowych krajach. Jechaliśmy autostradą, zjeżdżając po drodze do kilku mniejszych miast i miasteczek, które swoim wyglądem oznajmiały, że jesteśmy już w innej strefie klimatycznej. Wszechobecne palmy, pinie i klimatyzatory na wszystkich budynkach zapowiadały, że będzie tu trochę cieplej. Nieco dalej autobus wjechał na pełne zakrętów górskie szosy i począł się wspinać. Po takiej jeździe kierowcy należała się chwila odpoczynku na przełęczy. Do Ochrydu dojechaliśmy późnym wieczorem. Na mapie były oznaczone wprawdzie jakieś kempingi nad jeziorem, ale znajdowały się w sporej odległości od samego miasta. Nadeszła jednak pomoc z góry – zanim jeszcze wyciągnęliśmy bagaże z autokaru oblegli nas miejscowi pragnący zaoferować nam pokoje. Kiedy zbiliśmy cenę (obowiązek na Bałkanach) pan wsadził nas do Zastawy i zawiózł pod swój domek. Nie przejął się zbytnio wystającym z bagażnika plecakiem, a jego styl jazdy uświadomił nam, że jesteśmy daleko od Europy, jaką znamy. Trąbiąc, wyprzedzając i przepychając się przez ciasne drogi miasteczka pokazał nam bałkański styl jazdy. Wprawdzie na miejscu okazało się, że warunki są dość skromne, ale przecież mieliśmy upragniony nocleg – modlitwy zostały wysłuchane.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ochryda? No coś niesamowitego! Szkoda, że w tym wpisie nie daliście zdjęć z Ochrydy, zresztą jak chcecie się wczuć w klimat tego miejsca to ja osobiście polecam ten tekst: http://merwinski.pl/podroze/ochryda_miejsce_inne.html
OdpowiedzUsuń